> Ashdown RM C210T 500 EVO

Jakiś czas temu dostaliśmy pierwszą przesyłkę dla naszej nowej działalności. Nadawcą tej przesyłki była firma Music Info, której bardzo dziękujemy za urządzenie nam „gwiazdki” w okresie 30 stopniowych upałów. W paczce znaleźliśmy dwa comba basowe firmy Ashdown i trzy kable instrumentalne firmy Ernie Ball. Kabelki zobaczycie w osobnym poście, tak jak i combo numer dwa. Do rzeczy…

1. Wygląd i waga

Pierwsze, na co zwracamy uwagę będąc „chciwymi” na nowy sprzęt do basu, jest to jaka to firma, ile urządzenie waży i jak wygląda. Większość z nas to wzrokowcy, nie ma się co oszukiwać… Swoją drogą, żyjemy w czasach konsumpcjonizmu, a więc jesteśmy zasypywani „reklamsami” ze sprzętem, który kusi i kosztuje (zazwyczaj sporo) prawie non stop, a internet już dobrze wie, jak nas przekabacać… W tym przypadku jest podobnie. Combo waży niewiele, nie należy do najlżejszych, ale pleców nie zmaltretuje, a i prezentuje się całkiem okazale z chromowaną płytką pod potencjometrami. Waży 17,5 kg. I po wyciągnięciu z kartonu, na pierwszy rzut oka, dało się temu zaufać.

2. Wejścia, wyjścia i potencjometry

Gdy już ocenimy „książkę po okładce” i zaakceptujemy wygląd, to trzeba przyjrzeć się temu, co jest w środku… I tutaj nie będzie powodów do zawodu, bowiem wszystkie potrzebne nam wejścia i wyjścia do pracy, czy w studiu, czy na scenie, są na miejscu. Dalej idzie pod lupkę front, a na froncie potencjometrów jest dość sporo… Do tego znalazły się nawet guziczki na wspomnianym wcześniej, ładnym, chromowanym panelu. Wcisnąć można przycisk MUTE, aby uniknąć niespodzianki podczas schodzenia ze sceny (a nie chcemy żeby uciekała nam bateria, kiedy nie trzymamy naszej wiernej „kobiety” w rękach… Bo o te piękne kwiaty trzeba przecież dbać!). Dalej mamy guzik od 5-zakresowego EQ (wszystkie guziki działają na zasadzie on/off). Wzmacniacz daje możliwość korekcji basu, środka i góry plus modelowania dołu i środka zakresami częstotliwości. Między guzikami MUTE i EQ, mamy przycisk SHAPE, który podbija częstotliwość 40hz o 8db i 10khz o 10db. Z guziczków zostają nam te od kompresora i przesterowanego sygnału. Szczególnie warto zwrócić uwagę na przycisk włączający potencjometr DRIVE, a nawet nie tyle na sam guzik, co na samą opcję DRIVE. Po włączeniu przesteru, dostajemy całkiem niezły dźwięk jak na wbudowany efekt w combo z średniej półki cenowej. Potencjometrem, który jest najbardziej charakterystyczny dla firmy Ashdown jest „gałeczka” SUB. Co robi ten potencjometr? Otóż sprawia, że nasz bas brzmi „grubiej”, mianowicie dodaje nam dolnej oktawy do dźwięku, który gramy.

Na pokładzie mamy wszystkie potrzebne nam wejścia i wyjścia. Zaczynając od tyłu: wyjście SPEAKON x2, wyjście DI-OUT, pętla efektów, wejście liniowe, wyjście na tuner. Z przodu witają nas dwa wejścia instrumentalne, jedno na gitarę z układem aktywnym i drugie na basówkę z układem pasywnym. Także pod tym względem RM 500 EVO uzbrojony jest całkiem obficie.

3.Podstawowe specyfikacje testowanego combo:

  • producent – Ashdown
  • model – Rootmaster RM C210T 500 EVO
  • moc – 500W
  • impedacja: 4 Ohm
  • głośniki: 2×10″ Ashdown White Line
  • kompresor: tak
  • subharmonizer: tak
  • korekcja: pięciozakresowa typu on/off
  • drive (przester): tak
  • symulacja brzmienia lampowego (shape): tak
  • możliwość podłączenia zewnętrznej kolumny: tak
  • wejścia/wyjścia: XLR DI, pętla efektów
  • wymiary:  wysokość x szerokość x głębokość (590 x 470 x 335 mm)
  • waga: 17,5 kg.

4. Test

fot. gitarabasowa.beatit.tv

Po wyciągnięciu z kartonu, podłączeniu do zasilania kablem sieciowym (w zestawie) i włączeniu, pierwszą rzeczą, jaka się rzuca w oczy (a tym razem w uszy) jest wentylator. Jest on dość głośny. Dalej mamy podświetlenie miernika sygnału, w którym wbudowane są dwie diody. Czerwona, świadcząca o tym że sygnał jest przesterowany, oraz niebieska, która sygnalizuje, że wzmacniacz jest „zamutowany”. Cały miernik standardowo i charakterystycznie dla Ashdowna świeci się na żółto. To tyle w kwestii pierwszego odbioru po włączeniu.

Po wpięciu instrumentu w wejście instrumentalne (active/passive), pierwszym ruchem było sprawdzenie potencjometru SUB. I tutaj moje oczy się zaświeciły… Jak bas, to bas. Z tą maksymą w głowie podkręcałem tylko coraz bardziej w prawo (coraz więcej) gałeczkę SUB. Okazało się, że wzmacniacz jest w stanie wygenerować brzmienie zbliżone do klawiszowych „synthów”, jakie było moje zdziwienie i uśmiech na twarzy, kiedy można było pograć trochę powyżej 12 progu, a cieszyć się tym „vibem” płynącym z dodatkowej oktawy. W połączeniu z wbudowanym przesterem, rozkręconym dołem, schowaną górą i środkiem bawiłem się naprawdę przednio (polecam wszystkim fanom funkowo-synthowych linii basu).

Bardzo fajną opcją tego wzmacniacza jest korekcja niskich i średnich częstotliwości w paśmie. Pozwala to na szerokie modelowanie brzmienia (nie tylko bas, środek, góra – więcej czy mniej). Uważam że jest to duża zaleta tego wzmacniacza, tak jak i to, że całą tę korekcję możemy wyłączyć jednym pstryknięciem i słyszymy tylko czysty dźwięk z gitary.

Kompresor… Działa dość dobrze, ale dodaje decybeli. Wszyscy miłośnicy grania kciukiem na basie powinni się „zadomowić” w tym obszarze panelu sterowania.

DRIVE to bardzo wdzięczna opcja, „pokładu” tego ochromowanego cacka. Ustawiając potencjometr na godzinę 7-8 uzyskamy ciekawego „pazura” (naprawdę wiele nie trzeba), natomiast po rozkręceniu na maksa ten potencjometr zamieni Wasz bas w maszynę do siania pożogi (tzw. John Gruzz), wyrywania dzieciom zębów bez pomocy okolicznego kowala, a także (wzorem naszego głównego reduktora Vikinga) skórowania kotów z okolicznych domostw i łąk.

Wyjście symetryczne jest bardzo czyste i jest to fakt naprawdę godny uwagi. Dzięki temu możecie bez krępacji wykorzystać to combo nie tylko na scenie, ale i śmiało możecie zabrać je do studia.

5. Podsumowanie

W kartonie znajdziemy combo, kabel zasilający, instrukcję obsługi (warto dodać, że jest naprawdę przejrzysta, łatwo jest wszystko przyswoić). Zestawienie dwóch głośników 10-calowych daje radę, jak to się mówi. Mamy więc do czynienia z combem które ma na tyle mocy (500W), żeby śmiało poradzić sobie z koncertami, zarówno tymi klubowymi jak i trochę większymi w plenerze. Dzięki dobrze wykonanej robocie przy wyjściu symetrycznym, wzmacniacz śmiało nadaje się do studia. Szczególnie polecam wszystkim miłośnikom niższej oktawy. Subharmonizer działa tak, jak powinien, a DRIVE wyrwie z kapci Waszą rodzinę, a na dobitkę wyrównacie swoje slapy kompresorem.

OCENA: 4.8/5 

PLUSY:

  • subharmonizer
  • modulacja średnich i niskich tonów zakresami częstotliwości
  • wbudowany przester
  • wbudowany kompresor

MINUSY:

  • głośny wentylator
  • kompresor dodający decybeli

 

BASSPANY!