Kilka dni temu servis musicradar.com opublikował rozmowę z Geddym Lee – basistą i wokalistą zespołu Rush. Jednym z elementów tej rozmowy jest lista 10 basistów, którzy wywarli na niego największy wpływ. Pomyśleliśmy, że warto Wam przybliżyć ten artykuł. Pełny tekst znajdziecie TUTAJ.
10. James Jamerson
To ktoś, od kogo wywodzą się moje korzenie, kto zainspirował wszystkich basistów z tej listy. Nagrywał dla wytwórni Motown, nie grał rocka, ale jeśli chcecie wiedzieć, jak się gra na basie, to posłuchajcie kawałka „Ain’t No Mountain High Enough„. Wiele klasycznych nagrań z tej stajni nie miałoby tego groove’u i tej melodyjności bez wkładu Jamersona. Było trzech wielkich basistów w tej epoce: Jamerson, ‘Duck’ Dunn i Carol Kaye.
Należy pamiętać, że John Paul Jones nie grałby tak, jak grał gdyby nie James Jamerson. Przepraszam Victora Wootena, Paula McCartney’a i innych wspaniałych muzyków, ale miejsce na tej liście należy się Jamersonowi!
9. Flea
Muszę tu wymienić Flea. Niedawno byłem w siłowni i poleciał kawałek „Give It Away”. Flea to bardzo oryginalny basista. Gra w wysokich pozycjach nie przeszkadzając wokaliście, a nawet podbijając śpiew. Jestem fanem tego, jak używa wysokich nut w roli kontrapunktu dla melodii utworu. Jego solówki są szalone z technicznego punktu widzenia. Widać, jak bardzo kocha grać, widać, że grając świetnie się bawi. Ja bardzo lubię to widzieć u basistów.
8. Les Claypool
Muszę wspomnieć Lesa Claypoola, bo jest genialny. Gdy Primus pierwszy raz supportował Rush, nie znaliśmy się. Po jakimś czasie zaczęliśmy wspólnie jamować w garderobie przed koncertami. Była tylko jedna zasada: nie można było grać na swoim głównym instrumencie! Wtedy zacząłem ich oglądać z boku sceny przed każdym występem.
Nigdy wcześniej nie słyszałem basisty, który by tak grał – pojedyncze nuty, przejście w slap, te zabawne i prowokacyjne ruchy. To wszystko było bardzo efektywne rytmicznie. On twierdzi, że byłem jego inspiracją gdy był młody. Les zainspirował mnie na środkowym etapie mojej kariery, bo uzmysłowił mi, że mogę wydobyć więcej rytmu ze swojej gry. To pionier gitary basowej o świeżym, oryginalnym i dziwnym podejściu.
7. Jeff Berlin
Bill Bruford, który grał w Yes, nagrał kilka solowych płyt, a basistą w jego zespole był gość nazwiskiem Jeff Berlin. Moim zdaniem jest jednym z największych, zaraz obok Jaco (Partosiusa – przyp. BeatIt) jeśli chodzi o łatwość gry, zręczność, błyskotliwość i kreatywność. Gra na swoim instrumencie i mógłbyś przysiąc, że słyszysz gitarę i bas – ze trzy instrumenty – a to tylko Jeff. Przez lata zaprzyjaźniliśmy się i mam dla niego mnóstwo szacunku.
6. Chris Squire
To jeden z bardziej niedocenionych basistów. Po Johnie Entwistle to Chris Squire miał największy wpływ na mnie jako basistę jeśli chodzi o brzmienie i aspiracje.
Uwielbiałem Yes. Gdy pierwszy raz usłyszałem numer „No Opportunity Necessary, No Experience Needed” z płyty „Time And A Word” i bas wystrzelił z głośników, to myślałem gorączkowo: „Kto to jest?!”. Brzmiał odważnie i rytmicznie. Używał kostki, ale nie mam mu tego za złe, ha ha! Chris grał orkiestrowo, kreatywnie i w złożony sposób. Jego partie są zbudowane jak w muzyce klasycznej w tym sensie, że są nowatorskie. To za jego sprawą chciałem mieć Rickenbackera 4001. Po Johnie Entwistle to on pokazał mi następny krok na drodze do brzęczącego brzmienia!
5. Jaco Pastorius
Co można powiedzieć o Jacko, czego jeszcze nie powiedziano? Miałem przyjemność widzieć go z Weather Report na przełomie lat 70. i 80. Kumpel z kapeli, która z nami wtedy była w trasie poszedł na ich próbę dźwięku, a wieczorem obaj obejrzeliśmy ich występ. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego basisty, który wydobywałby takie dźwięki z bezprogowca. To było niewiarygodne połączenie techniki i kreacji brzmienia – bardzo odważne i eksperymentatorskie. On ustawił poprzeczkę tak wysoko, że stał się punktem odniesienia dla innych.
4. John Paul Jones
Muzyk kompletny. Zaczynał jako klawiszowiec zanim wziął bas do ręki. Już w czasach przed Zeppelinami był jednym z najbardziej wziętych muzyków studyjnych w Londynie. Mówimy o londyńskim brzmieniu! Zagrał na tych wszystkich płytach Mickiego Mosta (wybitny producent nagrań – przyp. BeatIt) i był też aranżerem.
Jego rola w Led Zeppelin była o wiele bardziej istotna niż się powszechnie uważa. Grał na klawiszach, miał ucho do aranżowania i układał wspaniałe partie basu – tylko posłuchajcie numerów „What Is And What Should Never Be„.
3. John Entwistle
„My Generation„, „Won’t Get Fooled Again„, „The Real Me„… Możliwe, że to najlepszy rockowy basista w historii. Nie sądzę, że takie stwierdzenie jest nadużyciem.
Był basistą z krwi i kości. Nie grał na gitarze. Nie chciał robić nic oprócz niesamowitej gry na basie. Miał tę biegłość i płynność gry. Słuchanie go to czysta radość. No i potrafił wydobyć to brzęczące brzmienie właściwie z każdego basu.
Kolekcjonował basy, jak ja. Miał jedną z pierwszych prawdziwych kolekcji w tamtym czasie. Niestety, gdy zmarł te instrumenty zostały sprzedane. Mam jeden z nich. On zawsze pozostanie moim bohaterem. Dla mnie to jeden z największych basistów, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi.
2. Jack Bruce
Miałem przyjemność oglądania go z Cream w późnych latach 60. Jack miał tego przesterowanego, tłusto brzmiącego Epiphone’a EB-3, który był taki nieskażony w tej niedużej sali koncertowej. To był jeden z najważniejszych koncertów mojego dzieciństwa. Cream naprawdę wpłynęli na wczesne płyty Rush. Zwłaszcza, że gali we trzech.
Jack dorastał grając na kontrabasie i zaadaptował się do basu elektrycznego. Używał modeli bezprogowych i tego Epiphone’a EB-3. Uwielbiam także jego solowe nagrania. Te płyty nie były nigdy bardzo popularne, ale basiści powinni ich posłuchać.
1. Jack Casady
Zawsze uważałem Jacka Casady z Jefferson Airplane za bardzo niedocenianego. Grał na dziwnych basach, np. ten przerobiony Guild.
W jego grze z wczesnego okresu słychać coś brzęczącego i agresywnego jak na odlotową kapelę z Kalifornii. Jefferson Airplane mieli w swojej historii milion konfiguracji personalnych, ale Jack powoduje, że te ich wczesne składy wyróżniają się na tle pozostałych.
Jego brzmienie w numerze „The Other Side Of This Life” należy do moich ulubionych. Jest tam taka gniewna figura. Jak tego posłuchacie, to zobaczycie, że to mój ukłon w stronę Jeffa.