> Recenzja: Dali Mraz – „Level 25”

Dali Mraz to wyrabiający sobie coraz wyższą pozycję w światowym rynku perkusyjnym czeski wirtuoz bębnów młodego pokolenia. Jest on liderem własnego zespołu Dali Mraz Group, wystąpił w materiałach wideo zrealizowanych dla renomowanego producenta pałek Vic Firth portalu edukacyjnego Drumeo, objeżdża świat z warsztatami perkusyjnymi, a w swoim muzycznym C.V. może zapisać współpracę z takimi artystami jak m.in. Scott Kinsey czy Susanne Vega.

Recenzja: Dali Mraz - "Level 25"

Kolejnym krokiem, jaki robi każdy muzyk budując karierę ukierunkowaną na promowanie samodzielnej marki i własnego nazwiska w branży perkusyjnej jest płyta solowa, która zaprezentuje nie tylko umiejętności instrumentalne, ale także możliwości kompozytorskie i aranżacyjne autora. Wystarczy posłuchać płyty „Level 25„, aby się zorientować, iż wszystkie one są niemałe. Album składa się 14 utworów, w większości instrumentalnych (nie licząc gościnnego udziału śpiewaczek z grupy Ludove Mladistva oraz wokaliz w wykonaniu Veroniki Stalder i Elis). Leader zagrał nie tylko na perkusji, ale również na fortepianie i wielu innych instrumentach i zaaranżował oraz wyprodukował całość.

To jednak może być za mało (choć przecież to bardzo wiele) i wiedząc o tym Dali Mraz zaprosił do studia całą plejadę gości, wśród których znaleźli się m.in. keyboardzista Scott Kinsey, wybitny i znany maniakom bębnów węgierski perkusista Gergo Borlai, wspomniane wyżej panie z Ludove Mladistva, które zakręcony numer w stylu fusion zatytułowany „Trip to G” okraszają ludowymi partiami wokalnymi rodem ze Słowacji powodując jeszcze większe „zakręcenie”, ale także siedmiu basistów, wśród których znaleźli się m.in. Rosjanin Anton Davidyants (współpracujący z wirtuozem perkusji Virgilem Donati) i włoski mistrz czterech i pięciu strun – Federico Malaman.

Wszyscy muzycy mają mnóstwo miejsca do grania i słychać to nie tylko w solówkach gitarowych i klawiszowych, ale także w partiach gitary basowej. Basiści poczynają sobie śmiało, co naturalne na płycie instrumentalnej. Słuchacz może liczyć zarówno na tłuste groove’y jak i partie solowe. W otwieraczu zatytułowanym „November” jedno i drugie zapewnia Mat’o Ivan, w trzecim w stawce „atoN” Anton Davidyatns, w czwartym („Attack„) ciekawy podkład pod popisy perkusisty kładzie Federico Malaman, Romain Labaye popisuje się piękną partią w stylu Jaco („21st Day„), Junior Braguinha, Gergely Kolta, Gergo Borlai (na codzień wybitny perkusista) swoją grą na basie również urozmaicają album i dodają muzyce odpowiedniego drive’u. Warto również zapoznać się z pozostałymi utworami, w których powracają Mat’o Ivan (smakowity fretless w „You Know„), Romain Labaye, Anton Davidyatns oraz Federico Malaman.

Rozumiemy doskonale, że płyta z muzyką w stylu fusion nie zawojuje mainstreamu. Jest to jednak muzyka świetną w swoim stylu, z mnóstwem ciekawych i doskonale wykonanych partii instrumentalnych (brawa dla wszystkich zaproszonych muzyków!), a całość jest wspaniale nagrana, zmiksowana (znów brawa, tym razem dla odpowiedzialnych za to dżentelmenów wymienionych w opisie płyty) i wyprodukowana. Jest to pozycja z pewnością warta uwagi każdego maniaka basu (choć także i perkusji, gitary czy klawiszy). Choć utwory nie posiadają warstwy słownej, to jednak jest miejsce i na ten aspekt. W książeczce płyty Dali daje słuchaczowi opis podróży, w którą ma go zabrać ta muzyka, jednak bez zakończenia – to każdy słuchający musi dopowiedzieć sobie sam.

Aby dziennikarskiej dokładności stało się za dość należy także wspomnieć, iż środki na nagranie tego albumu zebrano za pośrednictwem jednego z portali crowdfundingowych w kwocie o 30% wyższej niż przewidywana. Brawo Dali Mraz!